Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego

20.03.2015
piątek

TOP 10: Najlepsze blockbustery 2014

20 marca 2015, piątek,

Dla fanów kina rozrywkowego w hollywoodzkim stylu rok 2014 był jednym z najlepszych w historii. Mieliśmy kilka filmów z uniwersum Marvela, powrócili Godzilla i RoboCop, klocki LEGO zaskoczyły swoją historią, a Christopher Nolan zaprezentował najnowszy obraz. Który z tych blockusterów był jednak najlepszy?

10. „Interstellar”

To w zasadzie dwa filmy w jednym, z czego żaden nie ma nam do opowiedzenia jakiejś szczególnie ciekawej historii. Zaczyna się od farmera i jego rodziny, która walczy o byt w targanym plagami nieurodzaju świecie przyszłości, by później przejść w opowieść o eksploracji kosmosu. W sumie im dalej, tym lepiej, ale w dużej mierze wizualnie, bo choć film Nolanów jest przepiękny i nie sposób nie docenić efektów specjalnych, tym razem braciom nie udało się zaangażować nas samą historią. Nie tak, jak zrobili to w „Incepcji”, całość osnuwając wokół świetnie prowadzonej opowieści o Cobbie i jego żonie.

Zlepek ładnych obrazków, z dużą dozą patosu.

9. „Na skraju jutra”

Kolejne zaskoczenie, zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że scenariusz tego filmu powstawał na samym planie, w trakcie kręcenia. Fakt, nie jest to zbyt oryginalna historia, bo w zasadzie mamy do czynienia z „Dniem świstaka” w wersji militarno-SF, niemniej sama opowieść jest wciągająca. I bardzo, bardzo efektowna.

Doskonały przykład świetnego kina czysto rozrywkowego.

8. „Ewolucja planety małp”

Można już powiedzieć, że udało się wskrzesić małpią franczyzę i ponownie uczynić kolejne jej odsłony jednymi z najbardziej wyczekiwanych kinowych premier. Wielka w tym zasługa Andy’ego Serkisa, który nie tylko świetnie gra Ceasara, ale także rozwija technikę performence capture, przyczyniając się do zmian w samym medium. Akurat w „Ewolucji…” nieco zabrakło pomysłu na ciekawą historię, co jednak powetowane zostało świetnymi bohaterami, z szympansem Kobą na czele.

W tym filmie jest także scena, w której małpa szarżuje na koniu, strzelając z dwóch karabinów naraz.

7. „Godzilla”

Brawa za dowagę, niemałą, bo tak trzeba nazwać decyzję nakręcenia filmu o Królu Potworów, w którym rzeczone monstrum pojawia się przez w sumie ledwie 11 minut ekranowego czasu. Efekt? Ciekawy. Nie nazwałbym błędem postawienia na postacie ludzkie i próbę urealnienia relacji z pojawienia się Godzilli, problem jednak w tym, że w tym konkretnym filmie ludzie byli co najwyżej irytujący. I momentami niemożebnie głupi.

Dostaliśmy więc bardzo przeciętną opowieść, której największą (dosłownie) zaletą jest Godzilla – i to w dużej mierz robi film, bo tak świetnie zaprojektowany i prowadzony Król Potworów to miła odmiana w stosunku do poprzedniego amerykańskiego filmu (czyt. Gniota) o tym monstrum.

6. „RoboCop”

Wprawdzie staremu „Robocopowi” remake nie był potrzebny, bo też nie sposób było nakręcić filmu równie radośnie brutalnego, ale mimo wszystko „RoboCop” w wersji z 2014 roku był bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Z jednej strony świetnie spisał się obsadzony w tytułowej roli Joel Kinnaman, z drugiej fenomenalnie wypadły wstawki z Samuelem L. Jacksonem w roli gwiazdy telewizji Pata Novaka.

Mimo że było to więc niepotrzebne, udało się uwspółcześnić Robocopa.

5. „Niesamowity Spider-Man 2”

Świat dzieli się na tych, którym podobał się Spider-Man w wersji Sama Raimiego, i na tych, którzy preferowali bardziej poważnego i skupiającego się na relacjach między bohaterami Pajączka od Marca Webba. To także pojedynek Tobeya Maguire’a z Andrew Garfieldem. Ja zdecydowanie, zdecydowanie wybieram tego drugiego.

Garfield to Pająk doskonały, czyli zadziorny, pyskaty troll, który spuszcza złoczyńcom manto i fizycznie, i psychicznie. W „Niesamowitym Spider-Manie 2”, niestety, walczy z absolutnie nijakim Elektro, ale za to powraca Emma Stone jako Gwen (z mocną sceną finałową), a do obsady dołączył demoniczny Dane DeHaan.

Szkoda, że Sony kasuje tę serie i będzie kontynuować opowieść o Pająku z innym aktorem.

4. „LEGO: Przygoda”

Czy da się nakręcić dobry film o klockach? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że da się nakręcić obraz wyśmienity, czego dokonali Phil Lord i Christopher Miller. Pominięcie „LEGO: Przygody” przy okazji Oscarowych nominacji uznane zostało za prawdziwy skandal.

Dlaczego? Bo „LEGO…” to świetna, zwariowana komedia, idealnie wykorzystująca szalony potencjał klockowego uniwersum, wyciskająca z niego fabularnie więcej, niż można się było spodziewać. W tym filmie wszystko jest czadowe.

3. „X-Men: Przyszłość, która nadejdzie”

Bryan Singer powrócił na stołek reżysera filmowej sagi o mutantach, zaczynając od posprzątania bałaganu, jakiego w uniwersum narobili Gavin Hood („X-Men Geneza: Wolverine”) i Bret Rattner („X-Men 3: Ostatni bastion”) – fabułę nakręconą przez tego drugiego w zasadzie po prostu skasowano, jakby nigdy nie istniała.

Przy okazji tych prywatnych rozgrywek udało się jednak nakręcić świetny film o X-Menach, równie dobry co wybitna „Pierwsza klasa”, z przepakowanym Hugh Jackmanem na pierwszym planie, wspomaganym przez świetnych Jamesa McAvoya i Michaela Fassbendera.

2. „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz”

Nie, to nie sukces „Strażników Galaktyki” był największym filmowym zaskoczeniem roku. Ten tytuł przypada „Zimowemu żołnierzowi”, czyli drugiemu solowemu filmowi z Kapitanem Ameryką, który okazał się fenomenalnym kinem akcji, mimo że pierwszy obraz z tym herosem był naprawdę słaby i nijaki.

Tym razem jednak bracia Russo mieli pomysł na tego herosa. Powiązali go silnie z historią agencji S.H.I.E.L.D., wrzucili w środek szpiegowskiej intrygi i przede wszystkim zatrudnili fenomenalnych choreografów – sceny walk w tym filmie zapierają dech w piersiach.

Az dziw, że Kapitan Ameryka jest teraz taki fajny.

1. „Strażnicy Galaktyki”

Najlepszy film w MCU, czyli kinowym uniwersum Marvela. Pełen akcji, efektowny, a przede wszystkim rozbrajająco zabawny. James Gunn dokonał czegoś niebywałego – wziął zgraję nikomu nieznanych bohaterów komiksowych i nakręcił o nich film, który był popularniejszy niż najnowszy obraz o Supermanie.

Do historii kina przejdzie żart ze sztuczną nogą czy świetne otwarcie z tańcem Star Lorda. Chris Pratt przy okazji awansował do roli naczelnego napakowanego-ale-zabawnego bohatera blockbusterów.

Groot!

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop