W tym roku o statuetkę dla najlepszego filmu ubiega się kilka naprawdę dobrych obrazów. Mało kto jednak o tym wspomina, bo dyskusję o Oscarach zdominowała kwestia koloru skóry nominowanych. Czy słusznie?
Pierwsza reakcja: nie. Bo o tym, czy ktoś zdobywa nagrodę za talent, nie powinny decydować względy rasowe, trudno więc „robić miejsce” dla np. czarnoskórych, wyrzucając ze stawki Michaela Fassbendera czy Briana Cranstona. Logiczne, prawda? W końcu jakoś w NBA czy w biegach sprinterskich nikt nie narzeka na brak białych zawodników.
Sęk w tym, że problemem nie do końca są same Oscary (choć fakt, że głosują podstarzali biali panowie rzutuje na specyfikę nominacji, nie tylko pod względem rasowym), ale same mechanizmy Hollywood. Bo widzicie, trudno twierdzić, że czarnoskórzy zawodnicy zabierają białym miejsce na treningach koszykówki czy mają lepsze warunki treningowe dla biegaczy. Tymczasem w Fabryce Snów tak zwane „wybielanie” filmów to częsta i absolutnie żenująca praktyka.
Przykłady? Pamiętacie, kto w filmie „Książę Persji: Piaski czasu” grał tytułowego bohatera? Jake Gyllenhaal. Tu można jednak bronić decyzji filmowców, bo wedle historii Dastan to znajda, jego rodzice mogli więc pochodzić skądkolwiek. Jak jednak tłumaczyć fakt, że we wchodzących właśnie do kin „Bogach Egiptu” rzeczonymi bogami są Szkot (Gerard Butler) i Duńczyk (Nikolaj Coster-Waldau)?
W „Exodusie: Bogach i królach” w faraona Ramzesa wcielił się natomiast biały jak śnieg Australijczyk Joel Edgerton, ogolony na łyso, machnięty jakimś samoopalaczem i z podmalowanymi oczami. Przecież od tego już tylko krok do smarowania Fassbenera pastą do butów, żeby mógł zagrać Barcka Obamę! Reżyser Ridley Scott tłumaczył się tym, że studio nie dałoby mu funduszy na film, gdyby nie obsadził znanych aktorów.
Jasne, na pewno Scott ma problemy z pieniędzmi, a w ogóle Edgerton to prawdziwa gwiazda. Głośna była również rola Emmy Stone w filmie „Witamy na Hawajach”, gdzie kazano nam wierzyć, że jest ona pół-Azjatką. I czy pamiętacie „Jeźdźca znikąd”? Tak, to ten w film, w którym Indianina grał Johnny Depp.
Szczytem hollywoodzkiej bezczelności był jednak obraz „21” z Kevinem Spaceyem i Jimem Sturgessem. W opartej na faktach historii studentów, którzy z pomocą wiedzy matematycznej ogrywali kasyna, głównego bohatera, Azjatę Jeffa Ma, zagrał właśnie Sturgess, którego nazwano Benem Campbellem. Ciekawe, czy takie coś przeszłoby w „The Social Network”, gdzie Marka Zuckerberga zagrałby na przykład Michael B. Jordan.
Choć on akurat mógłby się nie zgodzić, bo na pewno wciąż żyje falą nienawiści i rasizmu, jaka uderzyła w niego, gdy ogłoszono, że wcieli się w rolę Johnny’ego Storma, czyli komiksowej Ludzkiej Pochodni z Fantastycznej Czwórki. Bo przecież Storm to fikcyjna, komiksowa postać, nie wolno więc zmieniać mu koloru skóry, tak jak zrobiono to z autentycznym Jeffem Ma.
Jeżeli zaś ominęła Was ta burza, przypomnijcie sobie, co się działo, gdy zadebiutowały pierwsze zwiastuny „Gwiezdnych wojen: Przebudzenia Mocy”, w których widzieliśmy czarnoskórego Stormtroopera, granego przez Johna Boyengę – internet zapłonął. Tak samo jak płonie, gdy tylko wspomina się, że kolejnym Bondem mógłby być Idris Elba. Co z tego, że ma charyzmę idealną dla agenta 007? Jest czarny, więc trzeba go skreślić! Podobne oburzenie towarzyszyło wyborze czarnoskórej aktorki do roli Hermiony w sztuce o Harrym Potterze, mimo iż w książce ani razu nie wspomina się jej koloru skóry, a sama J.K. Rowling poparła ten pomysł. Internet uznał jednak, że autorka myli się co do własnego dzieła.
Ktoś może powiedzieć: ale zaraz, przecież Oscary doceniają czarnych twórców, przecież za „Zniewolonego” nominowani byli Steve McQueen i Chiwetel Ejiofor, statuetkę zdobyła Lupita Nyong’o, a sam film okrzyknięto najlepszym w tym roku. Zgadza się.
O czym jednak był „Zniewolony”? O niewolnictwie, a po pierwsze nawet Hollywood nie jest tak bezczelne, by obsadzać białych aktorów w roli czarnoskórych niewolników, a po drugie fakt, że od czasu do czasu niebiali twórcy będą nagradzani za role w historiach o krzywdach, jakie biali wyrządzali innym, nie znaczy, że Fabryka Snów nie ocenia poprzez pryzmat koloru skóry. Wręcz przeciwnie.
Zresztą czy to tylko kwestia koloru skóry? Wystarczy, że w „Mad Maxie: Na drodze gniewu” główną postacią uczyniono graną przez Charlize Theron Furiosę i nagle film okrzyknięto feministyczną propagandą. Tymczasem Furiosa to jedna z najlepszych postaci kina akcji ostatnich lat, bez rozróżniania na płeć.
Dyskusja o dyskryminacji kobiet w filmowych widowiskach, sprowadzająca się nawet do wykluczania ich z marketingu filmów czy kazania im pozować „tyłkiem do przodu”, to jednak materiał na osobny tekst.
Tymczasem już za chwilę Oscary. Może chociaż po ogłoszeniu zwycięzców przez chwilę będziemy mogli porozmawiać o jakości kina.
26 lutego o godz. 13:58
Po pierwsze, starożytni Egipcjanie nie mają nic wspólnego z ludnością pochodzenia arabskiego obecnie zamieszkującą ten kraj. Po drugie w zdecydowanej większości byli jasnoskórzy, szczególnie warstwy wyższe. Po trzecie bogowie egipscy zawsze mieli skórę jasną, więc bez sensu by było aby zagrali ich Afroamerykanie. I tyle.
Co do Bondów wypowiadać się nie zamierzam, bo mi osobiście rybka czy Bond będzie czarny czy biały. W zasadzie najlepiej by było jakby był Azjatą. Rynek do podbicia większy.
Czy Oskary są zbyt białe? Nie wiem, nie wydaje mi się.
Mnie jako widza znacznie bardziej interesują filmy z bohaterami, z którymi mogą współczuć. A np. czarny raper z getta ani mnie ziębi ani grzeje, więc nie oburzam się na brak nominacji do Straight Outta Compton bo mi to zwyczajnie zwisa .
Natomiast wyciskanie na siłę aktorów czarnych tam gdzie ich być nie powinno z kolei tez jest karygodne. Podobno (o zgrozo, jeżeli to prawda!) Rolanda w ekranizacji Mrocznej Wiezy ma zagrać rzeczony Idris Elba (nigdy nie mogłam zrozumieć co w nim takiego, że się wszyscy tak zachwycają. Przeciętnej urody, talentu nieco więcej ale bez przesady) . Są książki/filmy w których kolor skóry aktora nie ma znaczenia. Ale są i takie, w których to znaczenie ma. Może więc Dettę w ekranizacji sagi Kinga powinna zagrać np. Emma Watson? No ale to w tę drugą stronę nie działa, bo to byłby „karygodny przejaw rasizmu”.
26 lutego o godz. 16:21
Problemem z filmem „Exodus” jest to, że Egerton był nim „odbielany”. Więc argument: „a Egipcjanie” byli biali chyba odpada, skoro aktora charakteryzowano?
Idris Elba grający Rolanda nie powinien oburzać, skoro nie oburzają biali grający postacie opisywane pierwotnie jako np. czarnoskóre.
26 lutego o godz. 16:28
To cos tak jak protest ze brak jest czarnych reprezentantow w hokeju. Osobiscie jestem przeciw nominowaniu kogos ze wzgledu na kolor skory, to zalezy tylko od podazy dobrych filmow na rynku w danym roku.
26 lutego o godz. 19:50
Nie o to chodzi, ze oburza. Chodzi o to, ze jest całkowicie niezgodny z fabułą książki i oznacza daleko idące zmiany w scenariuszu i osobowości jednej z głównych postaci czyli Susannah/Detty.
Co do Exodusu, po prostu Scott przyjął a priori głupie założenie że jak Egipcjanin to ciemniejszy. I nie miał racji, tym bardziej, że faraon mógł być blondynem i mieć niebieskie oczy. Po mamusi. Ramzes Wielki był najprawdopodobniej rudy i miał jasną skórę. Z kolei faraon Seti ma nieco negroidalne rysy co może wskazywać na afrykańskie geny. Władcy egipscy mieli wiele żon i nałożnic. Różnych ras i różnego pochodzenia.
Nie wiemy też dzisiaj jak naprawdę wyglądali Egipcjanie bo na freskach mężczyźni najczęściej malowani są na czerwono a kobiety na żółto. Na pewno jednak była to rasa kaukaska. I żeby nie było nieporozumień – Nubijczycy zawsze byli malowani na czarno.
Inna sprawa. Nie kojarzę w ogóle przypadku aby biały aktor grał kogoś, kto w książce był czarnoskóry. Można prosić o przybliżenie?
26 lutego o godz. 19:55
A jakiej rasy byli Egipcjanie, jeśli nie białej? Bo na pewno nie byli czarnoskórzy. Spieranie się o odcień skóry to przesada. Mieli zatrudnić bardziej śniadego aktora, mimo że upatrzyli sobie już nieco „bielszego”? Persowie też byli rasy białej i taki Gyllenhaal na pewno pasował bardziej niż np. wspomniany Elba.
26 lutego o godz. 21:04
Szanowny autorze, trochę wstyd tak kopiować treść z Last Week Tonight with John Oliver – może wypadałoby chociaż podać źródło pańskich spostrzeżeń?
27 lutego o godz. 1:21
Bardzo dobre tłumaczenie materiału z ostatniego odcinka Last Week Tonight with John Oliver. Szkoda tylko, że nie podano źródła. Tłumaczenie to też plagiat.
27 lutego o godz. 17:23
Brawo!! widać, że ktoś tu ogląda Johna Oliviera. Dzięki temu mamy jakiś dobry tekst, a nie wychwalanie badziewnych filmów, ale może jednak wypadałoby podać autora?
28 lutego o godz. 13:39
Drodzy,
Johna Olivera rzecz jasna znam i cenię. Ale umówmy się, że podane u niego przykłady to nic odkrywczego. To dokładnie to samo, co znajdzie się wpisując w Google hasełka o whitewashing w Hollywood. I te przykłady przewijają się w wielu źródłach. Ja wybrałem rzeczy współczesne z tej listy, bo je zna. Pominąłem na przykład stare Hollywood i pasowanie białych na czarnych.
Nie wspominają o tym, że jednak przykłady tekstu nie czynią i tezy oraz rozwinięcie nie pochodza z żadnego zewnętrznego źródła.