Reżyser świetnego „Moon” i bardzo dobrego „Kodu nieśmiertelności” przeniósł na kinowy ekran świat z niezwykle popularnej gry „World of Warcraft”. Efekt? Opowieść z bogatym tłem, ale szczątkową historią.
Rzecz jasna tło, czyli historia, geografia, różnorodność ras i lokacji, to w fantasy ważny element – „Władca Pierścieni” Jacksona nie uwiódłby kinomanów, gdyby nie bogactwo Tolkienowskiego Śródziemia, a „Gra o tron” od HBO nie byłaby takim hitem, gdyby książkowa wizja George’a R.R. Martina z „Pieśni Lodu i Ognia” nie była tak monumentalna. Drobiazgowość kreacji tych światów pozwala widzom i czytelnikom zawiesić niewiarę i w pełni zaangażować się w opowiadaną historię.
Film „Warcraft: Początek” z pewnością takim bogatym uniwersum fantasy może uwieść. Wykreowane na potrzeby popularnej gry Azeroth pełne jest ludzi, elfów, orków, krasnoludów, magów, gryfów, mamy także lokacje takie jak miasto krasnoludów Ironforge, zasiedlone przez ludzie Stormwind, czy też latające miasto Dalaran, w którym rezydują magowie z Kirin Tor.
W czasie seansu widz wyraźnie czuje, że pokazuje mu się ledwie kawałek większego tworu, wycinek kreacji, która przerasta tę jedną fabułę.
Przerosła też najwyraźniej filmowców, którzy skupili się na tym, by pokazać nam wielkość Azeroth, wprowadzić wszystkie rasy, popisać się magią i kulturalnym dziedzictwem najważniejszych ludów (tu akurat: ludzi i orków), i robili to bez wyczucia, przerzucając nas między mnóstwem lokacji i każąc skupić się na zbyt wielu bohaterach, z których chyba tylko dwaj, Lothar i Durotan, mieli wystarczająco dużo ekranowego czasu, by widz zdążył jakkolwiek ich poznać.
W zasadzie dostajemy to, co zapowiada tytuł – początek wielkiej opowieści, film niebędący samodzielną, zamkniętą opowieścią, ale jedynie rozbudowanym wprowadzeniem do historii starć Przymierza i Hordy, czyli ludzi, elfów i krasnoludów z orkami. Pokazuje się nam, jak orkowie trafili do świata ludzi, prezentuje najważniejszych bohaterów, ściera ich w pierwszej z wielu przyszłych bitew… a potem wyświetla napisy końcowe i każe czekać na kontynuację.
(Pociecha w tym, że „Warcraft: Początek” urywa się w dobrze dobranym momencie, który zachęca do wyczekiwania kolejnych części, ale nie irytuje uciętym wątkiem).
Przy tym wszystkim film Duncana Jonesa jest całkiem udany. Przymknijmy oko na niezbyt umiejętnie prowadzone wątki i momentami słabe aktorstwo (ale to raczej wyjątki), a otrzymamy produkcję efektowną (świetne cyfrowe postaci, zwłaszcza ork Durotan), pełną akcji, z mnóstwem malowniczych lokacji i fantastycznym światem, który momentalnie wciąga i intryguje – jeżeli celem filmowców było zarażenie widza bakcylem Azeroth i sprawienie, byśmy wyczekiwali na kolejne obrazy, wprowadzające nas głębiej w historię tej krainy, to to zostało osiągnięte.
Nie można też nie docenić tego, jak świetnie Jones wprowadził orków, pokazał ich różne oblicza i społeczność opartą z jednej strony na brutalnej sile, a z drugiej na żelaznych zasadach honoru – w tym filmie to Durotan, niegrany przez Travisa Fimmela człowiek Lothar, wychodzi na pierwszy plan.
Na tle kinowego fantasy produkcja Jonesa, mimo wad, prezentuje się więc całkiem nieźle. Oby powstały kolejne części (a pewnie powstaną, głównie dzięki sukcesowi w Chinach), gdzie twórcy nie będą już skupiać się na świecie, ale dla odmiany opowiedzą jakąś ciekawą historię. Może wreszcie doczekamy się ciekawej kinowej franczyzy spod znaku fantasy z magią i mieczem.
23 czerwca o godz. 14:30
Słyszałem o tym filmie bardzo dobre opinie. Znajomi mi mówili, że jest bardzo fajny, nawet dla tych, którzy nie są w temacie.