Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego

13.07.2016
środa

„Tarzan: Legenda” – dobry pomysł, ale średni film

13 lipca 2016, środa,

52e83720-202e-0134-716c-0aec1efe63a9Hollywood po raz kolejny daje nam to, co już widzieliśmy – nie raz, nie dwa nawet. W przypadku nowej wersji historii Tarzana trzeba jednak filmowców pochwalić za bardzo ciekawy pomysł na wzbogacenie znanej wszystkim opowieści. Trzeba ich też jednak ganić za efekciarskość.

Zaskoczeniem dla widza może być fakt, że film „Tarzan: Legenda” nie skupia się na opowieści o genezie postaci (co jest zwyczajem w Fabryce Snów), ale głównego bohatera przedstawia nam lata po tym, jak ten wrócił z afrykańskiej dżungli do Anglii i przeistoczył się z Władcy Małp w lorda Greystoke.

Sceny przygarnięcia go jako małego chłopca przez goryle, dorastania w dziczy czy poznania Jane powracają w formie retrospekcji, porozrzucanych po całym filmie w krótkich fragmentach, jako uzupełnienie wątku współczesnego. Sama historia potężnego Tarzana traktowana jest tu ciekawie – jest on kimś w rodzaju celebryty, bohaterem pulpowych historii, opartych na jego życiu, ale jednak przede wszystkim czyniących z niego niemalże superbohatera.

I tu dochodzimy do problemu: z czasem jak akcja posuwa się do przodu, a Tarzan, powróciwszy do Afryki, mierzy się z kolejnymi przeszkodami, wychodzi nam, że on naprawdę takim nadczłowiekiem jest: niezwykle silny i zwinny, wytrzymały, potrafiący porozumiewać się ze zwierzętami. Efekt to wygenerowane w komputerze sceny przemierzania dżungli, wskakiwania na pędzący pociąg czy ataku tysięcy bawołów na miasto, które zachwycić nie mogą, bo nie są zrealizowane na jakimś szczególnym poziomie (trącą sztucznością), a tym bardziej zaskoczyć, bo współczesne kino rozrywkowe to jeden wielki komputerowy fajerwerk i trzeba wiele, by widza tym ruszyć.

tarzan2.0

Margot Robbie jako Jane

Gryzie się to strasznie z pomysłem połączenia Tarzana z autentyczną historią Kongo, cierpiącego z powodu belgijskiej okupacji, w czasie której kraj zamieniono w plac robót dla niewolników. Głównym przeciwnikiem Władcy Małp jest tu Léon Rom, postać historyczna – poddany króla Belgii i pierwowzór postaci Kurtza z „Jądra ciemności” Conrada (gra go Christoph Walt, który de facto powtarza swoją rolę z „Bękartów wojny”).

I jak to pogodzić – ocierającą się o fantastykę opowieść o mięśniaku, którego słuchają zwierzęta, z historią dla Kongo tragiczną, pełną brutalności, ludzkiego cierpienia i poruszającą, bo przecież opartą na faktach? Jak pogodzić chęć przedstawienia autentycznego dramatu kraju zmagającego się z władzą okrutnych oprawców z postacią George’a Washingtona Williamsa, którego gra Samuel L. Jackson, a który w sumie pełni wyłącznie funkcję komediowego przerywnika?m4t0f7sghjhjkb7fohjjNie odbieram „Tarzanowi: Legendzie” tego, że jest mimo wszystko udanym filmem rozrywkowym, sam Alexander Skarsgård w tytułowej roli sprawdza się nad wyraz dobrze. Nie sposób jednak w czasie seansu nie dostrzegać prawdziwego potencjału tej opowieści, pomysłu połączenia fantastyki z historią, i nie zgrzytać zębami na to, jak ten potencjał zmarnowano.

Mogliśmy dostać blockbuster wyróżniający się na tle podobnych obrazów, a tymczasem dostaliśmy historię do obejrzenia i zapomnienia. Szkoda.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop