Oto lista TOP 5 najlepszych filmów minionego półrocza. Działo się wiele, ale wciąż czekamy na prawdziwą rewelację.
Rok 2016 może i nie dał nam dotychczas takich perełek jak „Mad Max: Na drodze gniewu” czy „Co robimy w ukryciu” ani takich hitów jak „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy” („Łotr 1” w kinach w grudniu), na nudę jednak narzekać nie sposób. Oscarem jako najlepszy film wyróżniony został w pełni zasłużenie wspaniały „Spotlight”, Leo w końcu doczekał się statuetki za „Zjawę”, a w „Nice Guys. Równi goście” powróciły echa filmów sensacyjno-komediowych sprzed lat.
Nie bez powodu jednak ten blog w nazwie ma słowo „geek” – w podsumowaniu pierwszego półrocza skupimy się więc na blockbusterach, kinie fantastycznym, komiksowym. I jak tu prezentowała się stawka? Cóż, przyzwoicie. Dostaliśmy jeden zaskakujący hit, który wbrew wszystkiemu okazał się wielkim kasowym sukcesem i odcisnął piętno na swojej gałęzi kina („Deadpool”), kolejną wyśmienita, mądrą, zabawną animację („Zwierzogród”) oraz kilka filmów dobrych, choć nie wybitnych („Wojna bohaterów”), a zdarzyły się i rozczarowania („Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”). W efekcie poniższa lista łatwą do skompletowania nie była, bo nawet TOP 5 wydaje się długie, gdy w kinie same średniaki.
Oto najlepsze filmy geekowskie pierwszego półrocza 2016 roku:
5. „Cloverfield Lane 10”
W teorii jest to kontynuacja filmu „Projekt: Monster”. W praktyce jednak producenci wzięli scenariusz osobnej historii i postanowili dokleić ją do uniwersum „Cloverfield” – pewnie w celach marketingowych. I to widać, bo finał filmu właśnie takie sprawia wrażenie: jakby ktoś doczepił go na siłę do zupełnie innej opowieści.
Szkoda, że z niejasnych przyczyn zdecydowano się na taki ruch, bo nie licząc psującej klimat końcówki, „Cloverfield Lane 10” to naprawdę dobra, trzymająca w napięciu historia, którą ogląda się, siedząc na krawędzi kinowego fotela i co rusz stawia siebie na miejscu głównej bohaterki: to oznacza tyle, że widz się angażuje.
Świetny był tu John Goodman, bardzo dobry pomysł wyjściowy, atmosfera grozy aż namacalna. Tylko ten finał zupełnie z innej bajki…
4. „X-Men: Apocalypse”
W tym momencie z pewnością daje o sobie znać moja słabość do mutantów z uniwersum Marvela. Ale i fakt, że pierwsze półrocze 2016 roku niespecjalnie dało nam inne ciekawe filmy fantastyczne. Bo „Apocalypse” jest świetny, jeżeli jest się fanem komiksów, z naciskiem na Marvela – wtedy doceniamy bardzo komiksową konstrukcję fabuły, mnogość bohaterów, te wszystkie tropy i smaczki.
Patrząc jednak obiektywnie, film nie ustrzegł się wielu błędów, zwłaszcza w finale. Daje rozrywkę, świetnie rozwija uniwersum mutantów i ma wyjątkowo udane otwarcie, ale jednak do poziomu „X-Men: Pierwsza klasa” brakuje sporo.
3. „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”
Tu rozczarowania nie było (choć wielkiego zaskoczenia na plus również nie): „Wojna bohaterów” to udana odsłona Kinowego Uniwersum Marvela, utrzymana w rozrywkowo-humorystycznie-wybuchowym duchu tej franczyzy, oferująca nieco ponad dwie godziny świetnej zabawy i bardzo, bardzo udanych scen akcji – bracia Russo mają do tego niesamowity zmysł i nawet walki superbohaterów starają się czynić realistycznymi.
Docenić trzeba dynamikę relacji między herosami, więcej niż satysfakcjonujące wprowadzenie Czernej Pantery i Spider-Mana i fakt, że dostaliśmy film komiksowy ze scenariuszem opartym o naprawdę ciekawy konflikt.
2. „Zwierzogród”
Nie, nie tylko Pixar potrafi zaskoczyć animacją, która o miano najlepszego filmu roku śmiało może walczyć z obrazami aktorskimi. Disney (który jest właścicielem Pixara, ale który tę animację zrealizował poza tym studiem) sięgnął do najlepszych wzorców, dając nam „Zwierzogród”, który może i nie przebija „Wall-E’ego” czy „W głowie się nie mieści”, ale też bardzo od tych klasyków nie odstaje.
To mądra, zabawna, efektowna, rozrywkowa i ciepła historia o przyjaźni ponad podziałami, tolerancji i nieocenianiu innych po pozorach – tworzące społeczeństwo zwierzęta, reprezentujące różne gatunki, symbolizują tu szufladkowanie wedle kryterium rasy, wyznania czy pochodzenia, które sami obserwujemy na co dzień. To jeden z tych filmów, na którym świetnie bawić będzie się każdy, bo najmłodsi odczytają go inaczej niż starsi widzowie, ale i jedni, i drudzy docenią.
Docenić też trzeba polską wersję językową – udany dubbing to skarb, trzeba więc chwalić.
1. „Deadpool”
Ten film to efekt połączenia ogromnej miłości, jaką twórcy darzyli komiksowego herosa, a także odwagi studia, które – po długich namowach – dało im niemalże wolną rękę i pozwoliło nakręcić dokładnie taką ekranizację, jaką chcieli. Czyli jaką? Krwawą, sprośną, bezkompromisową, momentami obleśną, przede wszystkim zaś zabawną, bardzo zabawną.
Sukcesu „Deadpoola” trzeba upatrywać w tym, że stanął po prąd kinu komiksowemu, które jest ugrzecznione i bezkrwawe, byle tylko dostać kategorię PG-13 i by do kina wybierać się mogły nastolatki. Widzowie pokochali ten film dlatego, że dał im wszystko to, co inni wycinali z „Avengersów” czy „Ant-Mana”.
24 lipca o godz. 12:14
jaki GEEK taki TOP