Remake klasycznego westernu, będącego remakiem klasycznego filmu Kurosawy, z pewnością przyciągnie tłumy, choćby nazwiskami takimi jak Denzel Washington, Chris Pratt czy Ethan Hawk. Tłumy te podczas seansu będą się zapewne całkiem nieźle bawić. O filmie zapomną jednak pięć minut po seansie.
Co jednak pozostanie w widzu po obejrzeniu nowych „Siedmiu wspaniałych”? Ledwie kilka żartów (nawet Chris Pratt tu specjalnie nie pomógł), sceny akcji (momentami bardzo przekombinowane, jak choćby rozprawienie się z Gatlingiem), może wspomnienie kolorowych postaci, bo tytułowa grupa to istna parada różnorodności: mamy czarnoskórego, Indianina, Meksykanina, Azjatę, Irlandczyka, weterana wojennego oraz jednego bogobojnego trapera; zupełnie jakby producenci postanowili na wszelkich możliwych frontach zabezpieczyć się przed zarzutami o dyskryminację czy faworyzowanie białych aktorów (Denzel Washington gra główną rolę).
Znalazło się i miejsce dla silnej kobiety, która może i do tytułowej siódemki oficjalnie nie należy, ale duchem i czynami już tak – to zresztą jedna z ciekawszych postaci w filmie, młoda wdowa, szukająca zemsty za zamordowanie męża, grana przez Haley Bennett.
Konstrukcyjnie „Siedmiu wspaniałych” to nic wyszukanego: zaczynamy od pokazania prostych ludzi gnębionych przez tyrana (kiepski Peter Sarsgaard, grający postać karykaturalnie złą), następnie przez większość filmu zbieramy nasz tytułowy oddział, przedstawiając każdego po kolei, potem zaś są już tylko efektowne sceny akcji, przerwane na moment scenami przygotowań, by przejść do jeszcze bardziej rozbudowanych i bardziej efekciarskich scen akcji.
I bynajmniej nie jest to nic, czego w kinie już nie widzieliśmy, widz więc pozostanie raczej niewzruszony.Co nie znaczy oczywiście, że na seansie nie można się dobrze bawić. Film nakręcono sprawnie, Denzel Washington jak zawsze gra na poziomie, Chris Pratt bywa zabawny, co chwila coś wybucha albo ktoś dostaje kulkę, więc na nudę trudno narzekać. Szkoda tylko, że tytułową siódemkę przerabia tu się de facto na superbohaterów rodem z komiksów, zamiast nakręcić nieco mniej wybuchowy, ale bardziej realistyczny, lepiej opowiedziany western.
Bo w nowych „Siedmiu wspaniałych” nieco dziwi to, że twórcy mieli na miejscu wszystkie składniki potrzebne do nakręcenia filmu co najmniej bardzo dobrego: świetną obsadę (Washington, Hawk, Pratt, Vincent D’Onofrio, zdolna Bennett, ciekawy Manuel Garcia-Ruflo), ciekawe postaci, które pewnie wypadłyby dużo lepiej, gdyby dano im więcej niż kilka minut, no i scenarzystę Nica Pizzolatto, twórcę telewizyjnego „Detektywa”. Poszli jednak na łatwiznę, stawiając na fabułę od gromadzeniu drużyny wyrzutków, którzy następnie strzelają do bandytów.
Symbolem tego filmu stała się dla mnie patetyczna scena końcowa, gdy zaraz po jatce, jaka się rozegrała w miasteczku, gdy krew na trupach nie zdążyła jeszcze wyschnąć, a lufy rewolwerów ostygnąć, resztki siódemki wskakują na konie i odjeżdżają majestatycznie, jednym słowem żegnając się z ludźmi, których właśnie ocalili, dla których byli gotowi oddać życie, dla których zginęli ich kampanii. Zupełnie nieprzemyślane. Jak zresztą cały film.
28 września o godz. 1:35
Zupełnie takie recenzje czytałem w prasie brytyjskiej. Coś musi być na rzeczy…
Wniosek jest taki: nie ma się co śpieszyć, można poczekać aż będzie na płytach. Przecenionych.
Zwłaszcza przez tych Azjatów i Murzynów na siłę.
PS. Przypuszczam, że w kolejnej reedycji znajdzie się jeszcze niepełnosprawny i homoseksualista.
28 września o godz. 12:02
Kazdy kto widzial film Kurosawy na te dziela patrzy z lekkim przymrozeniem oka.
28 września o godz. 12:49
Remake, reamaku, temaku… no i co z tego, ja podchodzę w takiej sytuacji to takiego filmu, jak do zupełnie nowej odrębnej rzeczy. I tak zrobiłem tym razem, i co? I bardzo mi się podobało. Świetnie dobrana obsada, co z tego, ze multikulti… przecież takie czasy mamy, a liczy się człowiek, bohater itd to co w środku a nie na zewnątrz chyba nie. Chętnie obejrzę jeszcze raz. Widowiskowy film jak najbardziej. Polecam
28 września o godz. 21:07
@pjck
W poprzednim remake’u nie było żadnego Azjaty, tylko same białasy na siłę.
29 września o godz. 19:29
Jaka maruderia straszna…. Boo klasyk to, bo klasyk tamto. To jest dobry film! Ogląda się go znakomicie. Owszem życia mojego nie zmieni, ale żaden inny western też jakoś nie..
Na pewno oglądanie go sprawiło mi dużo przyjemności i jestem za to reżyserowi po prostu wdzięczna.