Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego - Blog coolturalny Marcina Zwierzchowskiego

30.12.2016
piątek

Najlepsze filmy 2016 roku

30 grudnia 2016, piątek,

death-troopersZa nami rok obfitujący w wiele fantastycznych premier, od kolejnych odsłon komiksowego uniwersum Marvela, przez Batmana i Supermana, Star Trek, Jasona Bourne’a, po Tarzana i nową historię ze świata Harry’ego Pottera. Kto zachwycił, a kto zawiódł?

Zaskoczyć może, że rozczarowań było naprawdę sporo. I choć ogólnie rok 2016 w świecie filmu można zaliczyć do udanych – w końcu dostaliśmy świetny „Spotlight”, niezwykłą „Zjawę” czy przezabawnych „Nice Guys. Równi goście” – nie sposób pominąć milczeniem tych wszystkich z dawna wyczekiwanych premier, które okazały się w najlepszym przypadku przeciętne.

Na czele zestawienia muszą być „Batman v Superman. Świt sprawiedliwości” oraz „Legion samobójców”, a więc dwie produkcje Warnera i DC Comics, które miały rzucić wyzwanie dominacji Marvela – może i ten drugi tytuł zarobił naprawdę dużo, zapewne dzięki świetnym Margot Robbie i Willowi Smithowi, w obu przypadkach jednak ciągłe gmeranie studia przy scenariuszach i montażu, doklejanie mnóstwa wątków i zero kreatywności przełożyły się na ekranowy chaos oraz z jednej strony uczucie przesytu postaci i wątków, z drugiej zaś – prostotę fabularną.

Rok 2016 był też rokiem powtórek, bo dostawaliśmy głównie nowe wersje znanych opowieści („Tarzan. Legenda”) albo kolejne odsłony popularnych serii: „Jason Bourne”, „Łowca i Królowa Lodu”, „Star Trek: w Nieznane”, „X-Men. Apocalypse”, „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” czy „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”, które wprawdzie otwierają nowy rozdział w świecie Harry’ego Pottera, trudno jednak nazwać je samodzielnym dziełem. W tym gronie oryginalnością wyróżnia się „Warcraft: Początek” – może i oparty na znanej na całym świecie grze, ale jednak kinowy debiutant.

Wszystkie powyższe pozycje zaś bez wyjątku rozczarowały, głównie dlatego, że ambicje ich twórców zwykle nie wybiegały poza „dać im to samo, ale więcej”.

Dobrze, a kto ostatecznie nie zawiódł? Oto TOP 5 najlepszych filmów roku 2016.

5. „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”

Film nie tak dobry jak choćby „Zimowy żołnierz”, ale jednak sprawdzający się jako tak zwany „team up”, czyli fabuła zbierająca całą rzeszę komiksowych herosów, na co dzień porozrzucanych po własnych filmach. Kiepski był tu, klasycznie, Ten Zły, zaletą filmu były jednak świetnie wprowadzone nowe postacie, czyli Czarna Pantera i Spider-Man. A także choreografie walk, bo z tymi bracia Russo radzą sobie wyśmienicie.

4. „Doktor Strange”

Drugi z tegorocznych filmów Marvela. Ciekawy, bo wprowadza nie tylko nowego bohatera, ale też otwiera Kinowe Uniwersum Marvela na magię, którą tytułowy doktorek się para. Fabularnie znany schemat, w zasadzie powtarzający opowieść o genezie Iron Mana (butny, bogaty i samolubny, dostaje od życia kopa w tyłek, wychodzi jednak z tego odmieniony i potężny, w efekcie stając się obrońcą ludzkości), trudno jednak oprzeć się urokowi tej historii. Jak to u Marvela: humor, akcja, świetna strona wizualna, tu z nowymi pomysłami, o co ostatnio coraz trudniej. No i znowu ściągnęli świetnych aktorów: Benedict Cumberbatch, Rachel McAdams, Chiwetel Ejiofor i Tilda Swinton.

3. „Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie”

Najnowsza odsłona wielkiej opowieści znanej jako ‚Gwiezdne wojny”. Odsłona unikatowa, bo będąca pierwszym spin-offem, a więc opowieścią rozgrywającą się poza główną linią fabularną, z Lukiem, Leią i Hanem, no a teraz tez Rey, Finnem i Kylo Renem.

Jest mrocznie, bardziej realistycznie – to w zasadzie pierwszy w historii „Gwiezdnych wojen” film wojenny, momentami wyraźnie czerpiący z klasyki gatunku, jak choćby przywoływany przez samego reżysera „Szeregowiec Ryan”.

Sama historia nie jest idealna, na co narzekają fani i krytycy, udało się jednak stworzyć kilkoro świetnych bohaterów, wreszcie pokazać Rebelię jako coś więcej niż tylko rycerzy na białych rumakach, wizualnie zaś Gareth Edwards rozbił bank, kręcąc najlepiej prezentujący się obraz w serii. To też zdecydowanie najpiękniejszy film roku.

2. „Deadpool”

W skrócie: odwaga i upór popłacają. Film będący efektem wieloletnich starań Ryana Reynoldsa, by Fox pozwolił mu nakręcić fabułę o Deadpoolu wierną oryginalnemu komiksowi, okazał się tym, czego widzowie chcieli. Nieustannie karmieni kinem komiksowym, kinomani otrzymali obraz i bohatera naśmiewającego się ze schematów, niegrzecznego, wulgarnego i brutalnego – stanowiącego zaprzeczenie wszechobecnego ugrzecznienia kategorią wiekową PG-13.

„Deadpool” bawi do łez, a przy okazji oferuje kilka naprawdę efektownych scen, przede wszystkim zaś oferuje inne spojrzenie na najpopularniejszą obecnie gałąź wysokobudżetowego kina – filmu na podstawie komiksów.

1.”Nowy początek”

Utalentowany reżyser Denis Villeneuve („Labirynt”, „Sicario”) wziął na warsztat opowiadanie „Historia twojego życia” genialnego Teda Chianga i nakręcił ekranizację wierną, zachowującą z oryginału tyle, ile tylko się dało, w tym trudną do przełożenia na język kina strukturę opowieści.

„Nowy początek” to kino totalne, jeden z najlepszych filmów SF w historii, perfekcyjny wizualnie i muzycznie (Oscarowy faworyt!), świetnie zagrany, efektowny w subtelny sposób, przede wszystkim zaś pokazujący, że jest w kinach miejsce na inne kino fantastyczne niż tylko krzykliwe naparzanki.

Tym filmem Villeneuve zaskarbił sobie mój spokój jeżeli chodzi o jego kolejny projekt, „Blade Runnera 2049”, a także sprawił, że kibicuję mu w realizacji jego kolejnego marzenia – nakręcenia ekranizacji „Diuny”.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop