W tych komiksach siły połączyli dwaj wielcy twórcy: pisarz Joe Haldeman oraz rysownik Marvano. Ten drugi zaadaptował na nowe medium powieści pierwszego, w sztafażu fantastyczno-naukowym, poruszające temat wojny i jej bezsensowności.
Zaczęło się od powieści, „Wiecznej wojny”, czyli pozycji zaliczanej do kanonu science fiction. W niej to Joe Haldeman de facto opowiedział o wojnie w Wietnamie, w której brał udział, przepisując swoje dramatyczne wspomnienia na język historii fantastyczno-naukowej.
W komiksie czytelnik dowie się o tym ze wstępu, będącego opisem wojennych przeżyć autora, opatrzonym jego zdjęciami z frontu. To dobry zabieg, przypomnienie odbiorcy, jakie dzieło ma w ręce, co kryje się za opowieścią o kosmicznym konflikcie ludzi z Bykarianami.Skąd zaś wzięli się Bykarianie? Trudno powiedzieć. Do pierwszego kontaktu doszło w gwiazdozbiorze Byka, stąd nazwa, o naszych nowych wrogach nic jednak nie wiemy, nawet nie znamy powodu, dla którego nas zaatakowali.
Rzucamy się więc na nich na oślep, bez planu, bez prób kontaktu, pchani żądzą zemsty, na co oni odpowiadają – i tak to trwa przez stulecia, z nieustannie zmieniającą się równowagą sił, z powiększającym się plonem śmierci, na który jednak chyba nikt specjalnie nie zwraca uwagi.Przy czym Haldeman nie przepisuje po prostu wietnamskich wspomnień, zmieniając środowisko z dżungli na kosmos i Wietnamczyków na Bykarian; opowieść o żołnierskich realiach, metodach szkoleń, wojnie widzianej oczami szeregowego poborowego to ważny element „Wiecznej wojny”, jej największa siła, niejedyna jednak.
Przy okazji dostajemy świetną historię SF, w której na poważnie brane są realia kosmicznych starć, pod uwagę bierze się dylatację czasu, ogromne odległości i konsekwencje, zarówno dla pojedynczego człowieka, jak i całego konfliktu, gdzie między kolejnymi potyczkami obie strony są w stanie opracowywać nowe technologie. W tym rozciągnięciu, rozlaniu się wojny na spory kawałek wszechświata – tylko uwypukla się jej bezsensowność i brutalność.Z czasem zaś Haldeman coraz bardziej odchodzi od pisania o wojnie w kontekście ogólnym, coraz większą uwagę poświęcając swoim bohaterom, miotanym przez różne siły po całym kosmosie, poprzez czas spędzony na podróżach w zasadzie wykurzonych na margines ludzkości. Bo „Wieczna wojna”, a zwłaszcza „Wieczna wolność” – to opowieść o przyszłości, widzianej przez pryzmat ludzi, którzy wypadli poza koleiny czasu, powrócili do żyć, które nie były już takie, jakimi je znali, dla których własna planeta stała się obca.
„Wieczna wolność” to więc nie prosta kontynuacja, kolejna wojenna space opera, ale SF skupione na możliwych przemianach społecznych, pokazujące różne ścieżki ewolucji człowieka i ludzkości jako ogółu. Widoczne jest to zwłaszcza w drugiej części drugiego komiksu, gdzie Haldeman wprowadza nowe wątki – niestety, osłabia tym swoją fabułę, niepotrzebnie dokładając mistycyzm i stojące za wszystkim siły.Nie psuje to jednak obrazu całości, który jest bardzo pozytywny. Wielka w tym zasługa Marvano, który bogate opowieści Haldemana doskonale zaadaptował na potrzeby nowego medium, świetnie wizualizując ludzki i Bykariański wszechświat, tak że rysowane przez niego plansze można długo oglądać, przyglądając się niezliczonym szczegółom.
Ciekawy to przypadek, gdy klasyka literatury fantastycznej przekuta została klasykę komiksu, a dzieło tak ważne i wydawałoby się tak kompletne jak powieściowa „Wieczna wojna” w formie adaptacji jeszcze zyskało.
12 stycznia o godz. 18:39
Jeden z najlepszych wojennych komiksów, do którego wracam – także w wersji beletrystycznej (Haldeman napisał trzy książki o dziejach Williama Mandelli, będące kanwą komiksów, o wiele jednak bogatsze od wersji obrazkowej).