Chyba nikogo nie zaskoczy, że w tym roku ukaże się nowa publikacja nieżyjącego od blisko pół wieku autora „Władcy pierścieni”. Jego syn Christopher tym razem ponownie opowie nam historię Berena i Lúthien.
Syn Johna Ronalda Reuela Tolkiena, Christopher, w tym roku będzie obchodził 93. urodziny. Z wiekiem wyraźnie jednak sił mu tylko przybywa, bo w ostatnich kilku latach z szokującą regularnością publikuje nowe teksty/opracowania tekstów ojca, tak że powoli pytanie „Czy w tym roku wyjdzie coś Tolkiena?” traci sens, zastąpione „O czym będzie tegoroczna książka Tolkiena?”.W roku 2017 odpowiedź brzmi: o Berenie i Lúthien. Czyli nic naprawdę nowego, bo opowieść o ich miłości i walce z Morgothem znamy z „Silmarillionu”, balladę o Lúthien śpiewał też Aragorn.
Co więc da nam Christopher Tolkien? Zapowiada, że nowa książka pozwoli czytelnikom prześledzić proces powstawania i przemian tej historii przez lata, zaprezentuje różne jej wersje. Samą publikację ozdobią zaś ilustracje Alana Lee, jednego z weteranów jeżeli chodzi o wizualizowanie Śródziemia, nagrodzonego Oscarem za wkład w ekranizację „Władcy pierścieni”.I z jednej strony można się cieszyć, bo Beren i Lúthien byli dla J.R.R. Tolkiena bardzo ważni, ich historia stanowiła dla niego wzór opowieści o miłości – do tego stopnia, że nagrobek w miejscu spoczynku jego i jego żony, oprócz imion i nazwisk oraz dat urodzin i śmierci, zawiera dokładnie te dwa imiona, symbolizujące wielką miłość pisarza i jego żony.
Z drugiej strony trzeba jednak pytać, ile jeszcze takich książek dostaniemy? W 2007 r. były już „Dzieci Húrina”, w 2009 roku „Legenda o Sigurdzie i Gudrun”, cztery lata później niedokończony „Upadek Króla Artura”, dwa lata temu „Beowulf.
Przekład i komentarz oraz Sellic Spell”, a w 2015 roku (u nas w ubiegłym) „Opowieść o Kullervo”; w przypadku dwóch ostatnich publikacji same teksty Tolkiena były krótkie, książki zaś „pompowały” właśnie komentarze i prezentacje różnych wersji.Pytanie brzmi: jaki to ma sens, przynajmniej dla szerszej publiki? Bo że cieszą się badacze twórczości Tolkiena, tego można być pewnym, w przypadku po prostu miłośników jego twórczości spadkobiercy i wydawcy raczej tylko wykorzystują to uczucie, licząc, że nazwisko sprzeda wszystko. Bo sprzeda. Tylko co to dla fanom?
Czy to teraz będzie norma? Będziemy dostawać najpierw powieść danego autora, a potem zbiór notatek i podkreślonych kartek, czyli efektów pracy nad książką? Czy przypadkiem poprzednie wersje nie są przez autorów i autorki odrzucane dlatego, że są złe/nie dość dobre/gorsze od tych nowych i dlatego nie miały być prezentowane czytelnikom?Tylko czekać, aż J.K. Rowling wyda w formie książki słynną chusteczkę z restauracji, na której po raz pierwszy zaczęła spisywać szczegóły opowieści o Harrym Potterze. Cóż, że sama chusteczka zajęłaby stronę – kolejne trzysta dołoży się w komentarzach.
13 stycznia o godz. 17:12
Gdyby były złe, ludzie by ich nie kupowali