W powieści „Luna: Nów” Ian McDonald pokazuje ludzkość, która udanie skolonizowała Księżyc, tworząc tam dla siebie nowy dom. Dom bez policji czy rządów, który podzieliły między siebie rodzinne korporacje.
I właśnie stąd porównanie do „Gry o tron”. Bo nie chodzi tu o marketingową sztuczkę, ale o skojarzenie, które przyjdzie do głowy każdemu, kto „Lunę” przeczyta (zwłaszcza jej krwawy finał, niczym żywcem wyjęty z historii wal Starków z Lannisterami).
Na chwilę zapomnijmy o Księżycu i fantastyczno-naukowej scenografii, skupmy się na fabule. Oto pięć potężnych rodzin-firm (Mackenzie z Australii, Asamoah z Ghany, Voronstov z Rosji, Sun z Chin i Corta z Brazylii ), które podzieliły między siebie nowy glob, rządząc nim niczym średniowieczni właściciele ziemscy. Nie działa tu policja, nie ma prezydenta, rządu, prawa innego niż to spisane w umowach między firmami oraz pracownikami i pracodawcami; kontrakt to świętość, której bronią prawnicy AI.
Nad wszystkim czuwa wprawdzie ktoś w rodzaju zarządcy Księżyca, tak naprawdę jednak sprawy rozstrzyga się tu poprzez handel, polityczne małżeństwa lub też ostrzem noża (broń palna, z racji konieczności zachowania hermetyczności pomieszczeń, odpada). Czyli technologiczna przyszłość, budowana na podstawie z politycznej i ekonomicznej przeszłości.
Jest przy tym powieść McDonalda dumnym reprezentantem nurtu tak zwanej twardej fantastyki naukowej, co w skrócie oznacza tyle, że autor nie wyssał tu niczego z palca, zamiast tego żmudnie pracując nad realistyczną wizją kolonizacji Księżyca, z uwzględnieniem potrzebnej technologii, a także wpływu, jaki nowe środowisko będzie miało na ludzi, zarówno fizycznego, jak i kulturalnego.
Najwięcej miejsca poświęcono tu ekonomii – co nie dziwi, w końcu to świat, w którym darmowy jest tylko pierwszy oddech, potem zaś już wszystko kosztuje, nawet powietrze, a ponieważ po krótkim czasie organizm ludzki zmienia się tak, że nie jest już w stanie funkcjonować na Ziemi, ludzie zostają na Księżycu uwięzieni.McDonald ma wprawdzie problem z kreacją bohaterów, którym daleko do postaci choćby z książek George’a R.R. Martina, ale jego kompleksowa wizja Księżyca jako nowego domu ludzkości zasługuje na uznanie. Cieszy też, charakterystyczne dla Brytyjczyka, wyjście poza anglosaski krąg kulturowy i otwarcie się na inne narodowości, z naciskiem na najważniejszych w powieści Brazylijczyków Corta.
Czego więc mamy szukać na Księżycu? Czy ludzkość byłaby w stanie zbudować tam kolonię mogącą stać się domem dla milionów obywateli? Jak? Co musiałoby i co się w nas zmieni, jeżeli opuścimy Ziemię?
McDonald zna odpowiedzi na te pytania. Ponieważ zaś na ich znalezienie poświęcił wiele czasu i energii, są one fascynujące.
8 lutego o godz. 12:06
Moje marzenie:
To może by Pan najpierw udostępnił ebooka tej książki. Po 2 dniach można by zacząć komentować. To by było coś.
8 lutego o godz. 22:31
Książka jest od jakiegoś czasu dostępna w sprzedaży. Nie rozumiem, jak ja miałbym cokolwiek udostępniać – nie jestem wydawcą tego tytułu.
9 lutego o godz. 10:59
Nie rozumiem jak można być tak pozbawionym poczucia humoru żeby nie zrozumieć ironii.
9 lutego o godz. 14:02
@Vera:
chyba się nie wyspałem dzisiaj, dlatego również nie rozumiem tego dowcipu…