Stało się – do Polski dotarła zachodnia kultura popularna. Jasne, była tu już wcześniej, ale dopiero niedawno nabrała nad Wisłą pełnych kształtów, a więc do dzieł, jak filmy, książki, gry czy komiksy, dołączył ruch fanowski. Staliśmy się geekami.
Dla wielu osób samo słowo „geek” ma znaczenie pejoratywne, kojarzy się z kujonem, kimś bez życia, kto całe dnie nie odchodzi od telewizora czy komputera. To myślenie stereotypowe. Geek to po prostu ktoś, kto lubi popkulturę, jest fanem, mniej lub bardziej identyfikuje się z innymi fanami, choćby przez noszenie T-shirtów z Batmanem, Darthem Vaderem czy logiem Supermana.
Kiedyś słowo geek było traktowane jako synonim fana fantastyki, dzisiaj jednak to grupy w dużej mierze rozdzielne. Skąd ta przemiana? Dostajemy rykoszetem tego, co dzieje się na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach. Otóż współczesna popkultura wyrasta na komiksach, książkach fantastycznych czy grach – na tytułach, które od lat mają silną grupę fanów. Entuzjastów, radośnie przeżywających kolejne premiery, zarażającymi – poprzez internet – kolejne osoby swoją energią.
Chyba najlepszym przykładem przemian jest kino komiksowe. Bo komiks to w Polsce wciąż coś niszowego i choć w ostatnich latach nieco przybyło fanów historii obrazkowych, wciąż mówimy o garstce ludzi. Tymczasem w kinach królują „Mroczny Rycerz”, „Avengersi”, „Człowiek ze stali”, „Iron Man” czy „Strażnicy Galaktyki”. A więc ekranizacje serii komiksowych ze stajni DC czy Marvel. Na małym ekranie jest zresztą podobnie: „The Walking Dead”, „Agenci T.A.R.C.Z.Y.”, „Flash”, „Gotham”, „Arrow”. Co chwila dochodzą kolejne produkcje na podstawie historii obrazkowych.
Powstała więc nowa grupa fanów: miłośników nie samych komiksów, ale ich ekranizacji. Oni też noszą koszulki z Thorem, kupują gadżety i dyskutują na forach o kolejnych decyzjach castingowych czy czytają analizy zwiastunów filmów. Zapytacie ich, czy są geekami, odpowiedzą, że nie. Tak jak czytelnicy książek Terry’ego Pratchetta czy Stephena Kinga zarzekają się, że nie lubią książek fantastycznych. Prawda jest jednak taka, że może i nie identyfikują się z ludźmi jeżdżącymi na konwenty czy czytającymi komiksy, ale mimo to mają z nimi więcej wspólnego, niż sami chcieliby przyznać.
Prawda jest taka, że popkulturniejemy.
Bo też obecnie fani popkultury przeżywają prawdziwą Złotą Erę. Spójrzcie na kino – tam królują fantastyczne blockbustery, nie tylko komiksowe, ale i widowiska SF, ekranizacje popularnych książek, nowe fabuły o podboju kosmosu czy walce ze smokami. Króluje kino rozrywkowe, efektowne, dające radość z oglądania. Bo przecież od filmów, od sztuki w ogóle, nie zawsze wymagamy warstwowych przekazów, zaangażowania czy skłaniania do refleksji. Czasami po prostu fajnie jest obejrzeć, jak wielkie roboty naparzają się w wielkimi potworami („Pacific Rim”!) albo jak Hulk coś rozwala.
Jeżeli też lubicie taką rozrywkę, znaleźliście kącik dla siebie. Ten blog za sterami ma geeka, kogoś, kto na popkulturę nie sarka, ale się nią cieszy.
PS Czy mówiącym wiele zwiastunem przemian nie jest fakt, że ten blog, TAKI blog, rusza pod szyldem POLITYKI?